Refleksja rodziny Nowickich z Babiogórskiego PN

Dziennik wypraw

Zima jesienią w Babiogórskim Parku Narodowym z rodziną Nowickich

Liczba zakażonych koronawirusem w Polsce ciągle rośnie. Dzieci jeszcze chodzą
do szkoły, ale myślę, że to nie potrwa długo i znowu przejdą na nauczanie zdalne. Hotele i
inne miejsca noclegowe są nadal otwarte. W związku z panującą sytuacją, od tygodnia
bijemy się z myślami. Jechać na październikową ekspedycję dzikoodysejową, czy nie.
Rozsądek podpowiada, żeby odpuścić, ale w życiu człowiek nie kieruje się tylko
rozsądkiem. Przez chwilę mamy nadzieję, że wyjazd zostanie przełożony odgórnie przez
naszego organizatora Krystiana. W dodatku nie zapowiadają na ten weekend dobrej
pogody. Ma padać. Plany wspólnej wyprawy na szczyt Babiej Góry na sobotni wschód
słońca, są dla Wojtka nieakceptowalne. Próbujemy znaleźć rozwiązanie. Na miejsce
noclegowe dotrzemy pewnie w piątek w nocy, a nie wykluczone, ze już po północy. Około
czterech godzin snu, zwłaszcza po męczącym dniu poprzednim, to dla Niego stanowczo
za mało. Umówiliśmy się więc z Krystianem, że najwyżej wyjdziemy z pensjonatu później i
spróbujemy złapać grupę już gdzieś w górach. Następny dylemat, to czy ryzykować
spanie na kwaterze w dużym gronie z resztą rodzin odysejowych, czy wynająć coś sobie
oddzielnie. Ale jak tak mamy się izolować? I tu znów przegrywa rozsądek.
Jedziemy!
Okazuje się, ze warunki w górach są na tyle ciężkie, że pomysł ze wschodem
słońca szybko upada.
Zgodnie z przewidywaniami do pensjonatu Hanka w Zawoi docieramy w piątek w nocy, a
już właściwie w sobotę. Przytulny pokoik i wygodne łóżka pozwalają nam szybko zasnąć i
zregenerować siły.
W sobotę 17.10 wstajemy dosyć wcześnie. Ze spakowanymi plecakami z
prowiantem na całodzienną wycieczkę i maseczkami na twarzach, wsiadamy do
wynajętego dla naszych rodzin autokaru, który zawozi nas na Przełęcz Krowiarki
(Lipowiecką) – 1012 m n.p.m. Jest deszczowo, mgliście i zimno. Wspinając się na
przełęcz, obserwujemy zmieniający się za oknami krajobraz. Na poboczach pojawiają się
łachy śniegu, którego z każdym metrem przybywa.
Razem z pracownikami Babiogórskiego Parku Narodowego rozpoczynamy
podejście niebieskim szlakiem do schroniska „Markowe Szczawiny”. Początkowy deszcz
zaczyna zamieniać się w opad śniegu. Jesienny bór bukowo-jodłowo-świerkowy staje się
zimowy. Dzieci, zwłaszcza Ania są w swoim żywiole. W końcu dawno śniegu nie widziały,
więc korzystają jak mogą. Dobrze, że mamy ze sobą ciepłe ubrania i rękawiczki na
zmianę. W schronisku – kanapki i gorąca czekolada. Zasłużyliśmy!
Część rodzin zostaje w budynku, a pozostali, w tym my, ruszamy wyżej: na
Przełęcz Brona i dalej na Małą Babią Górę. Widoczność kiepska. Idziemy w chmurach.
Zima w pełni. Aż trudno uwierzyć, że na dole w dolinie ciągle rządzi Pani Jesień.
Kamienne schodki są miejscami tak oblodzone, że naprawdę trzeba bardzo uważać,
przytrzymać się gałęzi, podejść na czworakach, czy wesprzeć się na czyimś ramieniu.
Tutaj przydałyby się raczki. Dobrze, że chociaż mamy kije. Powyżej przełęczy wkraczamy
do krainy Królowej Zimy. Cała kosodrzewina pokryta białym zmarzniętym puchem.
Niewysokie świerczki wyglądają jak krasnoludki w spiczastych czapeczkach, lekko
uginających się pod ciężarem śniegu. Niektóre przypominają smoki, czy inne baśniowe
stwory. Tyczki (wskazujące przebieg szlaku) i drogowskazy również zyskały nowy
zimowy design lodowych grzebieni. Co jakiś czas przechodzimy przez zimowe wrota,
utworzone przez drzewka jarzębiny rosnące po obu stronach ścieżki. Te, jeszcze w
jesiennej szacie, zostały nagle dotknięte czarodziejską różdżką pani Zimy. Przez lód
oglądamy koszyczki z czerwonymi koralami i zielone liście jarząbu. Wygląda to
niesamowicie, jakbyśmy znaleźli się w innym świecie. Wyjątkowo nie wieje, co tutaj, na
odsłoniętym stoku zdarza się rzadko.
Zdobywamy Małą Babią Górę (Cyl)- 1517 m n.p.m. Odłączamy się od grupy i
zaczynamy zejście zielonym szlakiem. Tracimy wysokość, a z nią powoli żegnamy się ze
śniegiem, a witamy błoto, trawy i listki na buczynie: brązowe, żółte i zielone. Momentami
mgła staje się gęstsza, tak że pobliskie drzewa wyglądają jak zjawy. Szybko przebieramy
nogami, bo w pensjonacie czekać będzie na nas obiad. Przez ścieżkę wolnym krokiem
przechodzi salamandra. A więc jeszcze nie zapadła w zimowy sen…
W niedzielę 18.10 wstajemy bardzo wcześnie. Naszym dzisiejszym celem, oprócz
powrotu do domu do Warszawy jest wspięcie się na Babią Górę (Diablaka) – 1725 m
n.p.m, która jest najwyższym szczytem Beskidu Żywieckiego. Maciek wczoraj nie ukrywał
swojego rozczarowania, że zadowoliliśmy się niższym wierzchołkiem. Ale przecież: Co się
odwlecze, to nie uciecze… Podejście rozpoczynamy ponownie z Przełęczy Krowiarki, tym
razem czerwonym szlakiem. To najkrótsza droga na szczyt. Na Sokolicy chmury do tej
pory mocno otulające góry i snujące się w dolinach zaczynają się rozwiewać i naszym
oczom ukazują się przepiękne widoki. Nasycamy się nimi i ruszamy dalej w stronę
szczytu. Za chwilę ponownie wszystko zasnuwają chmury, a my wracamy do odwiedzonej
już wczoraj Krainy Lodu i Śniegu. Od Gówniaka zaczyna wiać naprawdę mocno.
Porywane kryształki zmarzniętego śniegu bombardują nasze twarze. Niewiele widać.
Trzeba dobrze wytężać wzrok, żeby nie zejść ze szlaku. Nie bez powodu Diablak
nazywany jest też Kapryśnicą, właśnie ze względu na szybkie zmiany pogody. Mnie i
Wojtka już kiedyś Babia Góra pokonała. Było to zimą. Tyczki ledwo wystawały znad
śniegu. Wiało tak okropnie, że ślady które za sobą pozostawialiśmy znikały w przeciągu
10 sek. Wtedy zdecydowaliśmy się zawrócić. Dzisiaj nie jest aż tak źle, więc idziemy
dalej. Zdobywamy szczyt i szybko chowamy się za kamienny murek wybudowany ze skał
rumowiska Babiej Góry. Gorąca herbata z termosu dawno nam tak nie smakowała. Drogę
powrotną dzieci pokonują częściowo zjeżdżając na pupach.
W ten weekend poczuliśmy się jak z wizytą u Królowej Śniegu. Mimo, że próbowała
z pomocą swego sługi wiatru, wcisnąć nam kryształki lodu do oczu, podobnie jak Kajowi
kawałek rozbitego lustra,to jej się nie udało. Do domu wracamy pozytywnie nastawieni i
bardzo zadowoleni z wyprawy.

Zobacz refleksje innych rodzin

Rodzina Łodzińskich w Babiogórskim PN

Skarbiec Rodzinnych Wspomnień

Refleksja rodziny Łuszczaków z Babiogórskiego PN

Rodzina Łuszczaków

Rodzina Karczów w Babiogórskim PN

Skarbiec Rodzinnych Wspomnień

Filmy
Zobacz filmy
Refleksje
Zobacz refleksje
Podcasty
Zobacz podcasty
Twórczość
Zobacz twórczość

Kontakt

Chcesz przeżyć przygodę?
Skontaktuj się z nami!

tel: +48 509 818 228 email: biuroprasowe@dzikaodyseja.pl

Formularz kontaktowy