Rodzina Łodzińskich w Babiogórskim PN
Dziennik wypraw
Rodzina Łodzińskich w Babiogórskim PN
Ekstremalna Ekspedycja Pionierów Babia Góra 2020
Rodzina Łodzińskich
Nasze wyprawy w ramach Dzikiej Odysei zorganizowane są perfekcyjnie. Spanie w sercu parku, opieka strażników, przewodników, animacje dla dzieci, motywujące nagrody. Jedyne czego nie można zamówić – to pogody. W środku października nadeszła pora ekspedycji na Babia Górę- jednej z najbardziej wymagających wypraw. I właśnie tutaj- , gdzie pogoda bardzo by nam pomogła, okazała się najgorszą z możliwych na wędrówki w górach – ale czy nam przeszkodziła w realizacji planu?
Absolutnie nie.
Paradoksalnie, brak pogody pomógł nam tylko w zrealizowaniu czegoś, co jest największym wyzwaniem w życiu- w przekroczeniu własnych granic i dokonaniu rzeczy pozornie niemożliwych. W padającym deszczu ze śniegiem , w warunkach zimowych, w niskiej temperaturze przeżyliśmy razem, całą grupą jedną z najbardziej ekscytujących wypraw. I daliśmy radę.
Za Krystianem w ogień
Jak powiedział Krystian na wieczornym spotkaniu po zakończeniu wyprawy, już wielkim sukcesem było to, że prawie wszystkie rodziny dojechały do bazy na miejsce noclegu. Drugim wielkim sukcesem był fakt, że wszyscy – nawet Ci z małymi dziećmi podjęli wyzwanie żeby wsiąść do autokaru jadącego na przełęcz Krowiarki – skąd ruszaliśmy na szlak. To, że wszyscy się tam znaleźliśmy i że ruszyliśmy w drogę w deszczu, było chyba z prognozą deszczu non stop było chyba tylko zasługą ślepej wiary w Krystiana – i dowodem na to, że jako wspólnota rodzin zgromadzonych wokół niego, jesteśmy w stanie pójść za nim dosłownie w ogień.
Plan tej wyprawy od początku był tak ambitny i opatrzony trudnościami, że nie brałam nawet pod uwagę, aby z małą Marysią brać w tym udział. Długa droga cały czas w deszczu i w zimnie. Postanowiłam podwieźć Kazika z dziećmi starszymi do Zawoi, do bazy i potem ruszyć dalej do mojej mamy do Poronina, żeby odpocząć. Kiedy jednak się dowiedziałam, że na liście wyprawy są maluchy w wieku Marysi, pomyślałam, że może zaryzykuję. Chciałam bardzo być ze wszystkimi i przeżyć przygodę z cała rodziną. Pomyślałam, że nie ważna pogoda, na pewno razem z innymi rodzinami będziemy w stanie być dla siebie wsparciem i wymyślimy co zrobić z małymi dziećmi.
Już w połowie szlaku do schroniska małe dzieci miały mega kryzys – po 4 kilometrach miały dosyć. Marysia była zmarznięta, zmęczona i protestująca.
Ubraliśmy ją we wszystko co mieliśmy, żeby zabrać ją na ręce. Wydawało się że nie ma innego wyjścia. Podobnie było z innymi maluchami.
Ekstremalne animacje
I wtedy na trasie przy nas – rodzinach w kryzysie – pojawił się Krystian. Śpiewał, opowiadał dzieciom odwracając ich uwagę od trudu drogi i wypełniając czas zabawnymi opowieściami. I wtedy stał się cud. Dzieci doszły o własnych siłach do schroniska. Dzięki uważności naszego Krystiana i jego mocy działania na maluchy 4,5 letnie pokonały w śnieżnej aurze prawie 7 km drogi w górach do schroniska.
To był prawdziwy wyczyn na który złożyła się wiara rodziców we własne dzieci, wsparcie motywacyjne Krystiana, jego animacji i miłości do gór i do przyrody uczestników ekspedycji, która okazała się większa niż trudy na szlaku….
Przedszkole w schronisku
Niemożliwe stało się możliwe dla najmłodszych, a starsi zapragnęli zawalczyć o szczyt. Z powodu ekstremalnych warunków przewodnicy zdecydowali na zaatakowanie małej Babiej Góry, choć wśród całej grupy znalazło się kilku śmiałków, którzy uderzyli na najwyższy szczyt- w tym mój mąż z najstarszym Antonim i Andrzejem.
Mamy z maluchami zostały w schronisku susząc przemoczone rzeczy i odpoczywając po trudach wyprawy, a następnie nie czekając na powrót delegacji rodzinnych ze szczytu wyruszyły powoli na dół licząc się z trudnym zejściem.
W warunkach zimowych pokonałyśmy ostro opadający szlak do miejscowości
Zawoja, gdzie w ciszy i głuszy babiogórskiej doliny usytuowany był nasz pensjonat.
Po drodze spotkałyśmy piękną łanię, a moja Marysia ze smutkiem rozstała się z ulepionym przy schronisku bałwanem, którego bardzo chciała zawieźć do Babci Lusi… Musiała zrozumieć, że śnieg pozostał na górze, w krainie śniegu, a tutaj , na dole czekała nas zimna ale zwykła, choć piękna, bo kolorowa jesień.
Widok pensjonatu, ciepło wnętrza i zwykła herbata były dla nas wielką radością po tym trudnym dniu pełnym wyzwań dniu.
Byłam dumna z siebie i z całej mojej rodziny że udało nam się uczestniczyć od początku do końca w tej przygodzie. Jestem dumna z moich dzieci i z całej grupy naszych rodzin. Ta wyjątkowa wyprawa zapadnie nam na długo w pamięci.