Refleksja rodziny Łuszczaków z Bieszczadzkiego PN
Dziennik wypraw
Safari po północnych rejonach dzikiego królestwa.
Wrześniowa wyprawa w Bieszczady okazała się ogromnym sukcesem. Tak jak my niegdyś zakochaliśmy w tych niezbyt wysokich górach, tak teraz zachwyciły one nasze dzieci.
Po doświadczeniach z Gorców (gdzie wędrówka trzy godzinnym szlakiem całej naszej rodzinie zajęła prawie dwa razy więcej czasu) uznaliśmy, że zmienimy taktykę. Ponieważ przyjechaliśmy na trochę dłużej, postanowiliśmy wyruszać w góry tylko ze starszymi dziećmi.
Pierwszego dnia tata wyruszył z Anielą, Antkiem i Ignacym, kilkugodzinnym szlakiem przez Połoninę Caryńską. Mimo wietrznej i trochę pochmurnej pogody, wszyscy wrócili zachwyceni. Drugiego dnia mama przeciągnęła tę samą ekipę, znacznie dłuższym, całodniowym szlakiem z Wołosatego, przez Rozsypaniec oraz Halicz na Tarnicę i znów do Wołosatego. Wyprawa była bardzo męcząca, ale pogoda dopisała i widoki były niesamowite. Po drodze spotkaliśmy rodzinę kruków. Znaleźliśmy nawet czas na puszczanie latawca. Jednak kiedy dotarliśmy na nocleg po prostu wszyscy padliśmy.
Kolejny dzień był zaplanowany na spotkanie z pracownikami Parku. Także tu byliśmy podzieleni na grupy. My należeliśmy do Dzikich Tropicieli, a naszym symbolem był ryś. Na szczęście po eskapadzie dnia poprzedniego, nasza grupa miała zajęcia bardziej stacjonarne. Razem z Panią Magdą udaliśmy się nad potok w pobliżu naszego noclegu. Tam prowadziliśmy prace badawcze polegające na szukaniu w potoku organizmów żywych. Całej naszej grupie udało się znaleźć takie zwierzątka jak: larwy chruścików, widelnic czy jętek. Potem jeszcze rozpoznawaliśmy rodzaje skał, które można znaleźć w górskim potoku. Pani Magda dużo opowiadała nam o bieszczadzkich ptakach. Udaliśmy się też na dawny łemkowski cmentarz. Tam dowiedzieliśmy się o historii miejsca. Ostatnią niespodzianką był spacer w koronach drzew. Idąc w rządku mieliśmy patrzeć w niebo przez lusterka. To było bardzo ciekawe doświadczenie.
Ostatniego dnia postanowiliśmy wybrać się nad Zalew Soliński, gdzie przeszliśmy się na spacer po tamie. Pogoda była jednak bardzo nieprzyjemna, więc dosyć szybko wróciliśmy do auta i ruszyliśmy w długą drogę powrotną do domu.
Pozdrawiamy i do zobaczenia na szlaku









