Refleksja rodziny Nowickich z Bieszczadzkiego PN

Dziennik wypraw

W poszukiwaniu ukrytego życia w mokrym Bieszczadzkim Parku Narodowym z rodziną Nowickich

Piątkowy wieczór 25.09, trochę nam się dłuży. Zwłaszcza zmęczonemu Wojtkowi,
który szczęśliwie dowozi nas samochodem do celu naszej podróży, czyli do bazy w
Suchych Rzekach. Z auta wysiadamy dokładnie o godzinie 1.30. Wszędzie ciemno, cicho
i mokro…. Zapalamy czołówki. Drzwi do budynku Terenowej Stacji Edukacji Ekologicznej
BPN okazują się być zamknięte. Co tu robić? Trudno, pukamy do jednego z okien.
Musimy kogoś obudzić. Padło na Olę. Mam nadzieję, że nam wybaczy.
W sobotę 26.09: wczesna pobudka (około 8.00), szybkie śniadanko składające się
z kanapek robionych wczoraj na drogę, ubranie się w ciepłe nieprzemakalne kurtki,
parasole w dłoń i … witajcie Poszukiwacze Ukrytego Życia! Do grupy o takiej nazwie
zostaliśmy przydzieleni razem z trzema innymi rodzinami biorącymi udział w Dzikiej
Odysei. Naszym opiekunem i przewodnikiem zostaje Pan Cezary Ćwikowski z
Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Reszta rodzin również zostaje podzielona na trzy
oddzielne grupy, z czego dwie mają bazę i wyprawę w Wołosatem.
Ciągle pada deszcz. Mży. Czasami deszczyk przekształca się w mocniejszy opad.
Taka pogoda zapowiadana jest na cały weekend i niestety na razie się sprawdza.
Ruszamy żółtym szlakiem w kierunku przełęczy M. Orłowicza. Przy mostku na Rzece,
słuchamy opowieści o wyludnionej już wsi Suche Rzeki i jej bojkowskich mieszkańcach.
Dzisiaj pozostało tylko trochę zarośniętych fundamentów po ich domostwach oraz
zdziczałe sady, trochę zdjęć i wspomnienia… Mgła snująca się nad polaną wzmaga
poczucie przemijalności. Zanurzamy się w jodłowo-bukowy las i tu rozpoczynamy naszą
misję Poszukiwaczy Ukrytego Życia. Lupy, pojemniczki na owady ze szkłem
powiększającym – to nasze narzędzia do obserwacji. Dzieci rozpierzchają się na
wszystkie strony. Szukają na ziemi, wśród ciągle jeszcze, mimo jesieni, bogatej
roślinności, na spróchniałych pniach, pod korą, w wodzie przepływającego strumyka.
Szukają życia… Okazuje się, że na tak niewielkim obszarze jest ono wszędzie. Co chwila
przychodzą do P. Cezarego – przemiłego przewodnika o ogromnej wiedzy, pokazując
swoją żywą zdobycz, głównie różnego rodzaju chrząszcze. Nie brakuje salamander, które
korzystając z uroczej dla nich pogody (mokro i jeszcze dosyć ciepło) wyszły na spacer (a
może coś zjeść?). Nigdy nie widziałam takiego nagromadzenia tych płazów. Ktoś znalazł
pióro puszczyka uralskiego. -O! Są i jego wypluwki, a w nich kosteczki co najmniej dwóch
małych gryzoni. Twardzioszek czosnaczek – grzybek, który rzeczywiście smakuje jak
czosnek i maczużnik nasięźrzałowy – mały czarny grzybek przypominający maczugę
rośnie na zwalonym omszałym pniu drzewa. Wszystkie zwierzątka po dokładnym
obejrzeniu wracają do miejsc, z których zostały zabrane. My także musimy zacząć myśleć
o powrocie. Wychodzimy z „zaczarowanego lasu” i w deszczu po godz. 13-ej wracamy do
bazy.
Maciek próbuje wyciągnąć nas jeszcze na wycieczkę, czy chociaż dłuższy spacer,
przed wyjazdem do Wołosatego, gdzie o godz. 16.00 mamy wszyscy spotkać się przy
ognisku. Trudno jest wytłumaczyć Mu, że po przygotowaniu i zjedzeniu obiadu i krótkim
odsapnięciu, nie zostanie nam tyle czasu, żeby jeszcze wybrać się w góry. Bo góry, to
Jego niesamowita pasja… Mamy tylko chwilę, żeby zatrzymać się samochodem przy
torfowisku wysokim i pojechać dalej na spotkanie z Krystianem i Dzikoodysejowymi
Rodzinami. Spędzamy miło czas, śpiewając, rozmawiając, jedząc kiełbaski z ogniska.
Pojawia się specjalny gość dla dzieci – ogromny Ryś Pędzelek, mieszkaniec BPN –
bohater książeczki napisanej przez Krystiana. Każda rodzina robi sobie z rysiem
pamiątkowe zdjęcie. A książeczka z dedykacją i autografem zajmuje miejsce w plecaku.
Jutro mamy nadzieję na poprawę pogody i wycieczkę w góry. Ania nie była jeszcze na
Połoninach. Może uda nam się też wytropić prawdziwego bieszczadzkiego rysia?
Całą noc pada. Niedziela 27.09 zapowiada się podobnie. Chmury wiszą nisko, co
raczej nie wróży pięknym widokom. Toczymy słowną wojnę z Wojtkiem, któremu nie
uśmiecha się żadna wyprawa górska. Co robić? Reszta chciałaby spróbować, chociaż
najkrótszą drogą: z Brzegów Górnych czerwonym szlakiem przez Połoninę Caryńską, do
szlaku zielonego i tym w dół do drogi do Brzegów. Jedziemy i cały czas dyskutujemy. W
końcu na szlak wychodzimy w komplecie. Mży i nie jest za ciepło, ale wspinając się na
Połoninę rozgrzewamy się. Wchodzimy coraz bardziej w chmury. Wszędzie białe mleko.,
które z każdym metrem gęstnieje. Nikogo. W końcu spotykamy salamandrę. A potem… no
kogóż można zobaczyć na szlaku w takich warunkach? Inną rodzinę z Dzikiej Odysei! Z
nosami przy ścieżce szukamy śladów rysia. Nic! Ślad powstał więc przy pomocy dzieci i
kamyczków. Powyżej lasu, zaczyna mocno wiać. Jak to się mówi, momentami urywa
głowy. Niestety Ania tym razem nie ma okazji zobaczyć falujących traw i pięknych
widoków z Połoniny. Za to nie można odmówić wycieczce elementów tajemniczości,
związanych ze snującymi się nisko chmurami. Schodzimy do samochodu, przebieramy się
w suche ubrania i z postojem na obiad, ruszamy w drogę do domu – do Warszawy.
Mokro, szaro, pochmurnie, zimno…. – teraz tak, ale my wiemy, że kiedy indziej jest
tu sucho, barwnie, słonecznie, ciepło. Jest inaczej. Ale i w jednym i w drugim przypadku:
jest pięknie…

Zobacz refleksje innych rodzin

Refleksja rodziny Łuszczaków z Bieszczadzkiego PN

Rodzina Łuszczaków

Refleksja rodziny Czajek z Bieszczadzkiego PN

Rodzina Czajek

Rodzina Łodzińskich w Bieszczadzkim PN

Skarbiec Rodzinnych Wspomnień

Filmy
Zobacz filmy
Refleksje
Zobacz refleksje
Podcasty
Zobacz podcasty
Twórczość
Zobacz twórczość

Kontakt

Chcesz przeżyć przygodę?
Skontaktuj się z nami!

tel: +48 509 818 228 email: biuroprasowe@dzikaodyseja.pl

Formularz kontaktowy