Refleksja rodziny Czajek z Biebrzańskiego PN

Dziennik wypraw

Czajki w Biebrzańskim Parku Narodowym

Decyzję o wyjeździe do Biebrzańskiego Parku Narodowego podjęliśmy bardzo spontanicznie. Na marzec mieliśmy zaplanowane dwa rzeczne parki – Biebrzański i Narwiański i pierwotnie chcieliśmy je połączyć w jeden wyjazd. Okazało się to jednak na tyle trudne organizacyjne, że nas sparaliżowało decyzyjnie i nie planowaliśmy nic, aż do czwartkowego wieczoru kiedy nagle nas olśniło – chcemy wyjechać na weekend! Szybki przegląd możliwości technicznych wyłonił zwycięzcę – jedziemy szukać Łosi nad Biebrzą!

 

Jako, że jednym z wyzwań było “polowanie” na Łosia, a szansa spotkania Łosia wzrasta wraz z pokonanymi kilometrami, postanowiliśmy do tego największego Polskiego Parku Narodowego wziąć rowery. Dzięki temu pierwszego dnia pokonaliśmy 36 km, nie tylko szukając Łosia, ale również podziwiając po drodzę różnorodność BPN. Bo w przeciwieństwie do Parku Narodowego Ujście Warty, w którym również główną atrakcją jest obserwacja ptaków, w tym parku poza łąkami można podziwiać rozległe piękne lasy, zarówno bagniste jak i sosnowe.

Wycieczkę rozpoczęliśmy w Twierdzy Osowiec i skierowaliśmy się na południe Drogą Carską, zwaną też Łosiostradą. Wydawało to nam się logicznym początkiem poszukiwań. Nawet jeśli nie spotkamy Łosia (co nie jest znowu aż tak bardzo prawdopodobnę podczas weekendowego ruchu), to przejedziemy się bardzo reprezentacyjną trasą BNP.

Początkowy fragment drogi wiedzie przez podmokły las bagnisty. Potem teren się podnosi i wjeżdżamy na pofałdowane tereny porośnięte pięknymi sosnami. Po ok 10 km postanowiliśmy skręcić w las, opuszczając asfalt. Łosia nadal nie widzieliśmy, za to znaleźliśmy niezbite dowody, że łosie tam były. Po powrocie na Łasiostradę jak zwykle motywowaliśmy dzieci do dalszej drogi koniecznością znalezienia odpowiedniego miejsca na posiłek. A że od wiaty, którą znaleźliśmy, zaledwie 3 km dzieliło nas do platformy widokowej w głębi torfowisk, nie można było nie skorzystać z takiej okazji. Wprawdzie nie do końca przewidzieliśmy, że droga przez torfowiska do platformy będzie bardzo bagnista i pokonanie jej rowerami będzie dość sporym wyzwaniem, ale na szczęście był to dość krótki fragment i obeszło się bez kąpieli błotnych (choć było blisko).

Droga powrotna minęła nam pod hasłem liczenia wzniesień pozostawionych przez Lodowiec. Tymon naliczył ich 25. Łosia nie spotkaliśmy, za to sezon rowerowy mogliśmy uznać za oficjalnie rozpoczęty.

Wracając z Twierdzy Osowiec zatrzymaliśmy się przy wieży widokowej za Goniądzem akurat o takiej porze, że mogliśmy podziwiać słońce chylące się ku zachodowi i wzmożony ruch ptactwa wodnego.

Wydawać by się mogło, że 36 km na rowerach powinno zmęczyć młodzież, ale nie. Po powrocie do domku, dzieci biegały jeszcze po okolicznych łąkach, szukając Łosia w zagajniku i zanurzając się w świecie wyobraźni i przygód. Dzień zakończyliśmy pięknym spektaklem w wykonaniu dzikich gęsi i czytaniem książki w towarzystwie wyjącego wiatru, deszczu uderzającego w okna i ciepła ognia z kozy. 100% hygge.

 

Następnego dnia daliśmy odpocząć strategicznym częściom ciała i wybraliśmy spacer zamiast rowerów. Wyruszyliśmy bezpośrednio z naszego domku, który znajdował się poza granicami Parku Narodowego. Nasi gospodarze zapewniali nas, że po okolicy kręci się sporo łosi i spotkanie jakiegoś nie powinno nastręczać trudności. Faktycznie, łosi musiało być w okolicy dużo, bo znaleźliśmy w lesie i na obrzeżach pól mnóstwo śladów, które Emilia nazwała Łosioletą, ale król lasu postanowił nie pokazać nam swojego królewskiego oblicza. Zaprzyjaźniliśmy się za to z wiejskim psem (lokalne psy bardzo chętnie towarzyszą nam w naszych wyprawach) i dotarliśmy do przepięknego i tajemniczego bagiennego lasu już na terenie Parku Narodowego.

Na tym mogłaby się zakończyć nasza przygoda w Biebrzańskim Parku Narodowym, postanowiliśmy jednak w drodze powrotnej do domu wybrać dłuższą trasę i jeszcze raz, tym razem samochodem, przejechać Carską Drogą. Nasza wytrwałość została nagrodzona i tuż przed granicą Parku w oddali na łąkach wypatrzyliśmy z samochodu Łosia, a właściwie Łoszkę. Była dość daleko od drogi, ale nie ulegało wątpliwości, że udało nam się – zobaczyliśmy dzikiego łosia w środowisku naturalnym. Satysfakcja ogromna.

 

Do Biebrzańskiego Parku Narodowego planujemy wrócić późną wiosną lub latem, aby obejrzeć Park od strony Biebrzy i zobaczyć kwitnące torfowiska i bagna.

Zobacz refleksje innych rodzin

Rodzina Łodzińskich W Biebrzańskim PN

Skarbiec Rodzinnych Wspomnień

Refleksja rodziny Łuszczaków z Biebrzańskiego PN

Rodzina Łuszczaków

Rodzina Karczów w Biebrzańskim PN

Skarbiec Rodzinnych Wspomnień

Filmy
Zobacz filmy
Refleksje
Zobacz refleksje
Podcasty
Zobacz podcasty
Twórczość
Zobacz twórczość

Kontakt

Chcesz przeżyć przygodę?
Skontaktuj się z nami!

tel: +48 509 818 228 email: biuroprasowe@dzikaodyseja.pl

Formularz kontaktowy