Refleksje rodziny Czajek z PN Ujście Warty
Dziennik wypraw
Pierwszy Park Narodowy odwiedzony w ramach Dzikiej Odysei
Jadąc prosto na zachód z Warszawy dotarliśmy do Parku Narodowego Ujście Warty. To nasz pierwszy Park Narodowy odwiedzony w ramach Dzikiej Odysei i jeszcze nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, zarówno po samej Dzikiej Odysei jak i po parku.
Zawsze miałam wyobrażenie, że Park Narodowy to musi być las i opcjonalnie góry. Dzika przyroda. Przyjechaliśmy do Słońska wieczorem, a że to był październik, to już było ciemno. Następnego dnia rano udaliśmy się do siedziby parku i rozglądając się po drodze szukaliśmy tego lasu (bo że gór nie będzie, to jednak wiedzieliśmy). Och, jacy byliśmy wtedy jeszcze nie obyci i jak mało wiedzieliśmy! Nadchodzące miesiące miały podnieść nasz poziom wiedzy o kilka poziomów i nawet ze wstydem wspominam tę pierwszą wyprawę.
W siedzibie parku spotkaliśmy się z innymi dzikoodysjowiczami, lekko zmieszani i nie wiedząc czego się spodziewać. Dołączyliśmy do wyzwania z miesięcznym opóźnieniem, od razu mając zaległości i nie wiedząc jaki jest savoir-vivre tego przedsięwzięcia.
Tego dnia w planie było widowisko z bębnami, wspięcie się na wieżę widokową znajdującą się przy siedzibie parku i najważniejszy punkt programu – wspólna wyprawa na ścieżkę przyrodniczą “Ptasim Szlakiem”, zwaną przez autochtonów Betonką.
Zostaliśmy bardzo gościnnie przyjęci przez pracowników parku, którzy przygotowali dla nas sprzęt niezbędny do tego, aby móc w pełni docenić walory tego nietypowego parku narodowego – lornetki i lunety.
W krajobrazie tego parku przeważają podmokłe łąki, na których gnieżdżą się niezliczone gęsi, kaczki, łabędzie i inne gatunki ptaków wodnych. Aby te łąki, stanowiące idealne warunki dla wodnego ptactwa, nie zarosły lasem, są na nich wypasane krowy, wykaszające wszelkie siewki, które miałyby ambicje wyrosnąć ponad akceptowalny poziom. Nie do końca mogliśmy zrozumieć jak to działa – niby Park Narodowy, czyli obszar ochrony gdzie ludzie nie powinni ingerować w naturalne prawa przyrody, a jednak łąki są chronione przed zarastaniem. Trudno jednak zaprzeczyć, że ta ingerencja ma na celu zabezpieczenie unikatowego miejsca odpoczynku ptactwa w czasie ptasich migracji.
Jesienią na tak otwartym terenie potrafi porządnie wiać, dlatego wszystkim wybierającym się podglądać gęsi zbożowe polecam zaopatrzenie się w czapki i wiatrochronne kurtki. Udało nam się wypatrzeć wiele gatunków ptaków, co bez nieocenionej pomocy Pani Przewodniczki byłoby niemożliwe. Ponieważ dzieciom trudno było regulować poprawnie lornetki i wypatrzeć wskazany obiekt, dla nich ta wyprawa byłaby mniej fascynująca pod kątem ptactwa. Na szczęście dzieci puszczone luzem na świeżym powietrzu prawie zawsze znajdą sobie coś fascynującego do roboty – byle im dorośli nie przeszkadzali. Ciekawe okazały się rzepienie, gąsienice i rosnące nad brzegiem Warty trzciny.
Tego samego dnia o zachodzie słońca udaliśmy się do Stacji Pomp w Słońsku. Wysiłek włożony w namówienie dzieci do kolejnego spaceru się opłacił – cudne kolory nieba wynagrodziły nasze starania.
Kolejnego dnia jednak zatęskniliśmy za lasem, więc przed powrotem do domu postanowiliśmy udać się na ścieżkę przyrodniczą “Olszynki”. Spakowany zestaw przeciwdeszczowy okazał się wyjątkowo cenny tego dnia – deszcz najpierw lekko siąpił, aby potem przemienić się w regularny opad, przed którym schroniliśmy się w czatowni. Warunki pogodowe w ogóle nie przeszkadzały dzieciom, które z radością skakały w kałużach i robiły sobie plemienne malowidła na twarzach… błotem. Trochę wysiłku z naszej strony wymagało doprowadzenie ich potem do stanu umożliwiającego wpuszczenie do samochodu, ale dla chcącego nic trudnego – lepiej się przejść w deszczu i potem namęczyć przebierając z kaloszy i spodni przeciwdeszczowych, niż poddać się i odpuścić szansę na spacer na świeżym powietrzu. I wniosek z pobytu w Parku Narodowym Ujście Warty jest taki – nie ma złej pogody na spacer – są tylko nieodpowiednie ubrania, a my na szczęście byliśmy przygotowani na każdą sytuację.