Refleksja rodziny Czajek z Wielkopolskiego PN

Dziennik wypraw

Czajki w Wielkopolskim PN

Zgodnie z pierwotnym planem, Dzikoodysejowicze mieli nocować na polanie wypoczynkowej Wypalanki. Jednak pracownicy WPN, jak dowiedzieli się ile wśród nas jest dzieci, stwierdzili, że polana na której nie ma żadnej infrastruktury nie jest najlepszym pomysłem i skierowali nas na Camp-Lipno.

Po jednej nocy na tym campingu mam kilka niezbyt odkrywczych wniosków:

  1. Dzikoodysejowicze są dzikimi zdobywcami dzikiego świata. Kochają naturę i spokój wynikający z obcowania z nią. Wolimy warunki spartańskie, ale pozwalające cieszyć się bliskością natury niż obecność ułatwiającej życie infrastruktury, zwłaszcza jeśli ta infrastruktura jest bardzo wątpliwej czystości.
  2. Nie lubimy nocnych imprez. Nocne imprezy są fajne jak się jest młodym i ma się magiczne zdolności regeneracyjne (choć ja to nigdy nie byłam fanką). Jak się ma dzieci, które następnego dnia trzeba mobilizować do wysiłku, zarażać entuzjazmem i wykrzesać z nich chęć do współpracy, to samemu trzeba być w dobrej formie. Dla rodziców bycie niewyspanym to przepis na napięcie i rodzinną awanturę.
  3. Podsumowując powyższe dwa punkty – nie każde miejsce jest dla każdego.

Po nieprzespanej i bardzo stresującej nocy i poranku (niektórzy czują tak wielką potrzebę imprezowania, że rozpoczynają balangę już o 6 rano, godzinę po skończeniu poprzedniej), podejrzewałam, że nadchodzący dzień będzie totalną katastrofą. Z przyjemnością stwierdzam, że się myliłam.

Wyzwaniem w WPN było odwiedzić 4 punkty, z czego w każdym z nich czekał na nas pracownik parku. Nasza grupa rozpoczęła od przyjemnego spaceru do Jeziora Góreckiego. Cudowny grądowy las koił nasze zmysły, a pani z Parku, która czekała na nas nad jeziorem, powitała nas z tak wielkim uśmiechem, że poczuliśmy się dawno wyczekiwanymi gośćmi. Dodatkowo nasza grupa była bardzo kameralna, zdyscyplinowana i zrównana pod kątem możliwości utrzymania tempa, co czyniło naszą wycieczkę płynną i przyjemną.

Drugim punktem było Muzeum Przyrodnicze WPN. Mnie najbardziej podobała się makieta parku na której wyraźnie było widać działanie lodowca na ukształtowanie terenu. Pani przewodnik opowiadała o wystawach w bardzo ciekawy sposób i cierpliwie odpowiadała na wszystkie pytania co sprawiło, że zwiedzanie przypominało przyjemną rozmowę i było angażujące. Poza wystawami w muzeum obejrzeliśmy jeszcze wyspę Zamkową i kolekcję głazów polodowcowych, jednak hitem Muzeum okazały się małe pliszki mieszkające w skrzynce kwiatowej na pierwszym piętrze muzeum.

Kolejnym punktem w naszej wyprawie były Góry Szwedzkie, a następnie jezioro Kociołek, gdzie mogliśmy na żywo zobaczyć to, co wcześniej oglądaliśmy na makiecie, czyli polodowcowe formy krajobrazu. Wysłuchaliśmy opowieści o mechanice powstania wzgórz i jeziora kotłowego, odpowiedzieliśmy na kilka zagadek i poznaliśmy przejmującą legendę o zatopionym skarbie rodu Pożegowskich.

Po wycieczce udaliśmy się ponownie na camping. W rekordowym tempie zapakowaliśmy swoje klamoty do samochodu i pojechaliśmy na polanę Wypalanki, gdzie miał zapłonąć ogień Safari podsumowujący ten etap Dzikiej Odysei. Polana była cudowna i zdecydowanie lepiej odpowiadała naszym potrzebom noclegowym, co zdecydowanie należy zapamiętać na przyszłość. Czekało też tam na nas przygotowane drewno na ognisko i nawet kijki na kiełbaski. Poczuliśmy się przyjęci po królewsku. Zdecydowanie Wielkopolski Park Narodowy razem z pracownikami zatarli niekorzystne wrażenie, jakie pozostawił na nas niefortunny nocleg.

Zobacz refleksje innych rodzin

Rodzina Łodzińskich w Wielkopolskim PN

Skarbiec Rodzinnych Wspomnień

Refleksja rodziny Łuszczaków z Wielkopolskiego PN

Rodzina Łuszczaków

Filmy
Zobacz filmy
Refleksje
Zobacz refleksje
Podcasty
Zobacz podcasty
Twórczość
Zobacz twórczość

Kontakt

Chcesz przeżyć przygodę?
Skontaktuj się z nami!

tel: +48 509 818 228 email: biuroprasowe@dzikaodyseja.pl

Formularz kontaktowy