Rodzina Motrenko w PN Gór Stołowych
Dziennik wypraw
Rodzina Motrenko w PN Gór Stołowych
Krystian Tyrański regularnie powtarza, że Dzika Odyseja to nie wycieczka z atrakcjami, tylko ekspedycja z wyzwaniami. Powiedziałabym wręcz, że tak ogólnie można zdefiniować wszystkie wyjazdy z dziećmi. Prawo Murphy’ego nie daje o sobie zapomnieć. Jak to przetrwać? Nauczeni doświadczeniami pierwszego wyjazdu, kiedy walczyliśmy z przeziębieniem, ubraniami niedostosowanymi do silnego wiatru, czy problemami z samochodem, przez które w ostatniej chwili zdecydowaliśmy się wypożyczyć inne auto, tym razem czuliśmy się przygotowani na wszystko.Auto prosto od mechanika – jest. Ciepłe ubrania – są.
Prowiant na drogę – jest.
Szczegóły Dzikiej Odysei – poznane.
Wyruszyliśmy. Dzieci śpią, jest mały ruch na drodze (jak to w nocy z czwartku na piątek), muzyka gra. Jest cudownie. Brakuje tylko jednej rzeczy – stacji benzynowej. Kilometry mijają, a tu nic! Po kolejnych kilkudziesięciu kilometrach auto zwalnia… i stajemy na poboczu trasy ekspresowej przed Wrocławiem.Pomoc drogowa zapowiada, że średni czas dojazdu to 40 minut, więc oceniamy, że nie ma sensu, by jedno z nas poszło na stację benzynową, bo te niecałe 15 kilometrów w obie strony będzie się szło jednak trochę dłużej. Niestety po ponad godzinie dostajemy telefon, że pomoc drogowa dopiero rusza, a po kolejnej godzinie, że dopiero wyjeżdża. Czekamy cierpliwie, wciąż licząc, że ostatni telefon był naprawdę tym ostatnim i zaraz ktoś będzie.
Dzieci śpią, więc jest dobrze. Wyszła z tego bardzo oryginalna randka. Kanapki i herbata w termosie się przydały. Powerbank w plecaku odsuwał na bok wszelkie troski. I doczekaliśmy się! Pierwsze doświadczenie z pomocą drogową zaliczone. Na szczęście problemem okazał się jedynie brak benzyny, więc z drobnym czterogodzinnym poślizgiem ruszyliśmy dalej. Pierwsza dzika przygoda oczywiście pozmieniała nam plany na pierwszy dzień, bo musieliśmy odespać nocną podróż. Wschód słońca na Szczelińcu przełożyliśmy na kolejny poranek.
Niezrażeni ruszyliśmy w Błędne Skały. Po drodze znowu mieliśmy drobny postój, gdy pracownicy Parku Narodowego usuwali drzewo, które przewróciło się na jezdnię. Na szczęście nie trwało to długo, a dzieci były zachwycone działaniem piły mechanicznej. Nieszczęśliwie na miejscu okazało się, że poza sezonem (byliśmy w listopadzie) dojazd do parkingu przy Błędnych Skałach jest zamknięty. Auto trzeba zostawić na dole i zaliczyć dodatkowe dwie godziny podejścia. Nie było już tak wcześnie, więc wiedzieliśmy, że to ostatni moment, by tego dnia odwiedzić to piękne miejsce. Po południu w Błędnych Skałach było zupełnie pusto, co na pewno w sezonie się nie zdarza. Gdy schodziliśmy, było już ciemno. By dzieci się nie bały, włączyliśmy latarkę w telefonie.
Niestety, nim dotarliśmy do auta, Kaplica Czaszek – nasz kolejny punkt programu – była już zamknięta. Z trzech miejsc, które planowaliśmy zobaczyć, udało się odwiedzić jedno. Ale przełknęliśmy to. W końcu jeszcze dwa dni przed nami, a to nasz nie pierwszy i nie ostatni wyjazd do Kotliny Kłodzkiej!
Drugiego dnia wstaliśmy przed świtem, by zobaczyć wschód słońca ze szczytu Szczelińca. Podobno w XIX wieku to był obowiązkowy punkt programu osób wypoczywających w tym rejonie. Romantyczna sceneria i trasa dobrze przygotowana pod niedzielnych turystów, czyli w sam raz dla dzieci – czego chcieć więcej? Zmęczeni i marudni dotarliśmy na czas! Chociaż chmury przysłoniły słońce, czerwone niebo zachwyciło nas swoją intensywnością. Jedynym minusem był potworny wiatr. A niestety silny wiatr, lekkie dzieci i przepaść to nie jest to połączenie, która pozwala w spokoju nacieszyć się widokiem. Dlatego zrobiliśmy kilka pamiątkowych zdjęć i skryliśmy się najpierw między skałkami, a potem w schronisku. I to był ten cudowny moment, kiedy dzieci, niezwykle z siebie dumne, z wąsami z gorącej czekolady, zajadając się gorącym śniadaniem, przyznały, że chociaż trochę jęczą, to tak naprawdę bardzo im się podoba
❤ Dla takich momentów to robimy!
Wydawało nam się, że wszystko wróciło na właściwe tory. Prosto ze szczytu zeszliśmy na warsztaty Dzikiej Odysei i zajęliśmy dobre miejsca. Ale tu dało o sobie przypomnieć prawo Murphy’ego – jeśli coś może pójść źle, to prawdopodobnie pójdzie. Okazało się, że w miejscu, do którego mieliśmy jechać, jest tak straszny wiatr, że drzewa się przewracają. Pracownicy Parku Narodowego Gór Stołowych nie za bardzo mieli ochotę zabierać tam rodziny z dziećmi. Dlatego tu nastąpiła zmiana planów i okazało się, że jedziemy… w Błędne Skały. Te same, w których byliśmy wczoraj.
I to jest taki moment, kiedy chce się trochę śmiać, a trochę płakać. Co zaplanowaliśmy źle? Czy dało się temu zapobiec? A gdy już urażona duma #rodzicaplanującegonajlepszewyjazdynaświecie trochę opadnie, pojawia się jeszcze obawa: czy dzieci nie będą rozczarowane?
Na szczęście plusów nie trzeba było długo szukać. Okazało się, że jako zorganizowana wyprawa pod okiem pracowników Parku, możemy wjechać na górny parking. Dzieci miały dziką satysfakcję z rozpoznawania miejsc, które odwiedziliśmy poprzedniego dnia. A potem idąc z grupą, nie musieliśmy zatrzymywać się na pamiątkowe zdjęcia i podziwianie zakamarków, które już znaliśmy. Mogliśmy iść blisko pani przewodnik i dobrze słyszeć wszystko, co opowiadała. Poszerzaliśmy wiedzę i zadawaliśmy pytania, więc chociaż byliśmy drugi raz w tym samym miejscu dzień po dniu, i tak było ciekawie i dużo skorzystaliśmy.
Postanowiliśmy, że będziemy się dobrze bawić i to się udało. Gdybyśmy zwiesili głowy i marudzili w ostatnim rzędzie, pewnie inaczej byśmy wspominali ten dzień!
I to jest nauka, którą chcę się z Wami podzielić po tym wyjeździe. Zawsze coś może pójść nie tak. Co więcej – często faktycznie dużo spraw idzie nie po naszej myśli. Pogoda się załamuje, dzieci chorują, auto się psuje, gubi się rzeczy… To normalne i nic na to nie poradzimy! Ale mimo nieszczęść i niespodziewanych zdarzeń, i tak możemy cieszyć się naszym wyjazdem. „Inaczej” nie oznacza „gorzej”. Nie trzymajcie się sztywno planu. To oczywiście łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale warto nad sobą pracować, bo złym humorem można popsuć zabawę nie tylko sobie, ale też innym. Szukajcie pozytywów!
Gdy następnym razem na wakacjach przydarzy Wam się coś, co Was zdenerwuje, przypomnijcie sobie moją historię i uśmiechnijcie się do siebie. Obróćcie problem w żart i potraktujcie jak przygodę. Będziecie mieli co wspominać!









