Refleksja rodziny Nowickich z Pienińskiego PN
Dziennik wypraw
Wyprawa "wysoko" i "nisko".
Jest 15 sierpnia, sobota. Zapakowani po dach samochodu, wyruszamy do Krościenka nad Dunajcem. Przed nami dwa tygodnie aktywnego wypoczynku w górach: pierwsze dwa dni na szlakach Beskidu Sądeckiego i Małych Pienin, następnie wyprawa na Sokolicę i Trzy Korony w Pieninach Właściwych i jednocześnie Pienińskim Parku Narodowym oraz spływ przełomem Dunajca, złapanie oddechu w Szczawnicy i zakwaterowanie się w Zubercu na Słowacji, aby do końca wyjazdu poznawać słowackie szlaki Tatr Zachodnich.
Namiot na polu namiotowym w Krościenku, rozbijamy już po zmroku. Następne dwa dni intensywnej wędrówki z dużymi plecakami, namiotem, karimatami, śpiworami, kuchenką, jedzeniem,… przy upalnej pogodzie, straszącej burzami, sprawiają, że wracamy na camping mocno wyczerpani.
Kolejnego dnia (18.08) planujemy wstać jeszcze przed wschodem słońca (a uściślając ja i dzieci; Wojtek mocno protestuje), aby dotrzeć na szczyt Sokolicy i stamtąd obejrzeć, jeśli to będzie możliwe, „morze mgieł” .Najczęściej pojawia się ono późną jesienią, kiedy zjawisko inwersji temperatury jest częste. Wtedy temperatura rośnie wraz z wysokością. To jedno z wyzwań w PPN postawionych przed rodzinami biorącymi udział w Dzikiej Odysei. Część z nich przyjechała do Parku we wrześniu 2019 roku. Było to pierwsze miejsce na mapie wypraw do Polskich Parków Narodowych. My zaczęliśmy swoją „odysejową” przygodę od października, dlatego PPN odwiedzamy już sami.
Chyba los sprzyja Wojtkowi, bo pod wieczór pogoda zaczyna się psuć; w nocy pada. Dzięki temu możemy przerwać spory i wstać dopiero po 6-ej. Jeszcze kropi, ale my zbieramy sie do drogi. Nad naszymi głowami przelatuje bocian czarny.
Zielonym szlakiem ruszamy wzdłuż Dunajca i wspinamy się na Sokolicę (747 m n.p.m). Towarzyszą nam ślimaki winniczki, korzystające z mokrej ciepłej pogody. Spotykamy też niebieskiego ślimaka bez skorupki – pomrowa błękitnego. Idziemy lasem bukowo-jodłowym. Ze szczytu podziwiamy wspaniałe widoki na Dunajec wijący się pomiędzy pasmami gór, panoramę Pienin Małych i Właściwych. Zaraz przed nami pionowa przepaść, całe szczęście za barierką. Obowiązkowe zdjęcie przy najbardziej w Polsce znanej reliktowej sośnie, mającej dobrze ponad 500 lat i dalej w drogę niebieskim szlakiem Granią Pieninek. Dzieci są w swoim żywiole. Skałki!!! Zaczyna robić się upalnie. Pod przełęczą Szopka cieszy nie tylko źródło Pienińskiego Potoku, których wody częściowo przejęte są przez drewnianą rynnę, kończącą się przy ścieżce, przez co
dającą ochłodę i ulgę spragnionym turystom (nie omieszkaliśmy skorzystać), ale i łąka z rozlewiskiem, tzw. młaka eutroficzna. Na niej aż roi się od owadów. Na kwiatach przysiadają piękne motyle. Próbujemy wypatrzeć niepylaka apollo. Od razu nasunęła nam się myśl,że „młaka eutroficzna” to wspaniałe hasło do gry w „kalambury”, w które od czasu do czasu się bawimy z rodziną i znajomymi. Sami spróbujcie pokazać takie hasło, zwłaszcza osobom, które takiego zwrotu nie znają:).
Na platformie widokowej na Okrąglicy (982 m n. p. m.), będącej najwyższym szczytem masywu Trzech Koron jesteśmy około godz. 15-ej. Aby się na nią dostać, musimy poczekać w kolejce ok. 20 minut, ale warto. Na ziemi kręci się małe stadko
młodziutkich zięb. Wprawdzie Tatr dzisiaj nie widać, ale panorama na bliższe pasma zapiera dech w piersiach. Na białych wapiennych skałkach wypatrzyłam delikatny kwiatek – reliktową chryzantemę Zawadzkiego.
Pora na przekąskę i powrót do namiotu, przez Zamkową Górę.
Wieczór. Zaczyna padać. Co będzie z jutrzejszym spływem przełomem Dunajca? Czy się odbędzie? Zwłaszcza, że to spływ, a właściwie rafting pontonem. Poczekamy, co będzie dalej. Może chmury się rozejdą? W nocy budzę się parę razy, słysząc cały czas jednostajne uderzenia kropel deszczu o namiot. Chyba nic z tego nie będzie…
19.08 godz. 7.00 – mży. Za wcześnie, żeby dzwonić odwołać spływ, bo biuro o tej porze jeszcze zamknięte. Jesteśmy zapisani na godzinę: 9.30. Składamy mokry namiot, pakujemy się i jedziemy na miejsce zbiórki, cały czas mając nadzieję, że stanie się cud: wyjdzie słońce i spływ się odbędzie. i…. o dziwo…. przestaje padać. Chmury cały czas wiszą nad głowami. Rafting Dunajcem rozpoczyna się w Sromowcach Niżnych. Oprócz nas w pontonie mamy jeszcze przemiłą parę i instruktora. Wyposażeni w kapoki, wiosła, dzieci dodatkowo w kaski, ruszamy na spotkanie przygody. Frajda niesamowita. Czasami nurt jest słabszy, często wartki. Instruktor celowo nakierowuje ponton tak, aby fale rozbijały się o jego bok i zalewały siedzących na skraju. Po rzecze płyną inne pontony oraz tratwy kierowane przez flisaków. Podziwiamy Pieniny z poziomu rzeki. Dunajec wcina się głęboko w wapienne podłoże, dlatego brzegi są tu strome i skaliste. – O! Tam wczoraj byliśmy. Sokolica! – A te charakterystyczne turnie to Trzy Korony! Po około 3-ech godzinach świetnej zabawy dobijamy do brzegu i mokrzy, tym razem od dołu, kończymy spływ Dunajcem.
Tym samym zbliżamy się również do końca pobytu w Pieninach i PPN. Cieszę się, ze rafting doszedł do skutku. Nigdy jeszcze nie spływaliśmy w ten sposób przełomem Dunajca. Ania pierwszy raz miała okazję zdobyć szczyt Trzech Koron i Sokolicę. A reszta przypomnieć sobie piękno Pienin i wzbogacić swoje wspomnienia …