Refleksja rodziny Nowickich z Narwiańskiego PN

Dziennik wypraw

W samym sercu Narwiańskiego Parku Narodowego z rodziną Nowickich

22 maja sobota wieczór. Wojtek wraca do domu i komunikuje, ze oglądał prognozę
pogody na jutro i ma padać, więc nie zamierza uczestniczyć w spływie kajakowym. To
dziwne, bo ja też widziałam przewidywania pogody i jak już, może się zdarzyć przelotny
deszczyk lub burza. I której stacji ufać? Tej bardziej optymistycznej! Więc nadal szykuję
rzeczy na jutrzejszy wyjazd i nastawiam zegarek na 6.20.
23 maja niedziela. Za oknem słońce, choć może temperatura nie za wysoka, ok.14
st. C. Wyjeżdżamy z domu po 8-ej. Na 10.00 mamy zamówione kajaki w Dyrekcji
Narwiańskiego Parku Narodowego w Kurowie. Jesteśmy punktualnie. Chyba pierwszy raz
udało nam się przejechać trasę szybciej, niż pokazuje Google. Ubrani w kapoki,
spuszczamy dwa kajaki na wodę. W jednym: ja z Anią, w drugim: Wojtek z Maćkiem. Ania
pierwszy raz ma swoje wiosło na wyłączność. Zaopatrzeni przez pracownika Parku w
laminowaną mapę naszej trasy kajakowej, wyruszamy na spotkanie narwiańskiej około 9-
o kilometrowej wodnej przygody. Najpierw czerwonym szlakiem przy Bagnie Biel,
następnie żółtym obok Zerwanego mostu i reduty „Koziołek”i rzeczką Kurówką powrót do
Kurowa.
Kajaki lub łódki pychówki, to najlepszy rodzaj transportu przy zwiedzaniu tego parku
narodowego. Chroni się tu ekosystem bagiennej doliny rzecznej z jej florą i fauną. Narew,
to niesamowita rzeka. Nie zachowuje się, jak inne nizinne, płynąc jednym korytem, a
wieloma mniejszymi „wstążkami”, które od czasu do czasu splatają się ze sobą, to znów
rozplatają; czasami dołącza następna rzeczka. Istny labirynt. Nie trudno się domyślić, że
pomiędzy nimi królują obszary bagienne i wilgotne łąki, trzcinowiska, torfowiska, małe
wzniesienia zwane grądzikami. Pięknie musi to wszystko wyglądać z lotu ptaka…
Płynąc kajakiem mam momentami wrażenie, że już przepływałam obok danego
miejsca, że kręcę się w kółko. Ale to tylko złudzenie. Trzciny, trzciny, trzciny… Jeszcze
zeszłoroczne, zaschnięte i pałka wodna z białym puszkiem. Odbijają też świeże zielone,
czasami tak zarastające rzekę, że tworzy się tylko wąziutki przesmyk dla kajaków. Sezon
kajakowy w tym roku dopiero się zaczyna, więc szlak jeszcze nie do końca przetarty, a
przez to trasa wydaje się trudniejsza i ciekawsza. Czasami nurt przyspiesza, tworzą się
malutkie wiry. Rzeka nagle zakręca i kajak musi gwałtownie hamować, żeby nie ugrząźć
dziobem w przybrzeżnej roślinności. Na tafli unoszą się jeszcze nie rozkwitnięte grążele.
Pod taflą wody wyraźnie widać falujące z prądem wodorosty. Fioletowy żywokost lekarski
cieszy nasze oczy. Zewsząd rozlega się śpiew, świergot, terkotanie, rechotanie. Przed
nami, nisko nad wodą tylko śmigają małe ptaszki, aby ukryć się w pobliskiej trzcinie. Na
chwiejącym się na wietrze źdźble jednej z nich siedzi samiec potrzosa i śpiewa pieśń
złożoną z krótkich, jakby jąkających się dźwięków. Nad głowami latają rybitwy rzeczne i
jaskółki. Tylko czemu coraz niżej? A tam nad bagnistą łąką krąży jakiś drapieżny ptak.
Czyżbyśmy mieli szczęście wypatrzeć błotniaka stawowego? Należy on do rodziny
jastrzębiowatych i najczęściej gniazduje w trzcinach. Jest symbolem Narwiańskiego Parku
Narodowego, na którego terenie występuje 48 par.
Po powrocie ze spływu pracownik Parku tylko spojrzał na zrobioną przez nas fotografię i
powiedział: „To błotniak stawowy; samica lub młody zeszłoroczny samiec” . Ale mamy
szczęście!
Czas szybko mija. Dzieci coraz częściej proszą o jakąś przegryzkę. Dopływamy do
Zwalonego mostu i tam zatrzymujemy się na trochę przy „brzegu”. Szkoda, że nie ma jak
wyjść na ląd, żeby z góry, z punktu widokowego spojrzeć na falujące morze trzcinowisk.
Most, którego już nie ma od czasu II wojny światowej, łączył Kurów z Kruszewem.
Legenda głosi, ze ponowne jego odbudowanie doprowadzi do wybuchu kolejnej wojny.
Zgodnie z drogowskazami, dopływamy do reduty „Koziołek”. Dzisiaj niewiele
zostało z ziemnego szańca, wybudowanego w XVII wieku. Wszystko zarosło trawą.
Historii strzegą chmary komarów, więc dosyć szybko ponownie zajmujemy miejsca w
kajakach i ruszamy dalej. Ani coraz lepiej idzie wiosłowanie, chociaż zbyt długie nie
ingerowanie prowadzi do lądowania w trzcinach, czy obrócenia kajaka i płynięcia tyłem.
Jest ciekawie :)! W dodatku teraz płyniemy już pod prąd.
Jaskółki latają coraz niżej. Zbliża się do nas czarna chmura. Nagle głośny grzmot
zakłóca ciszę. Nie mija 5 minut, jak zaczyna się ulewa. I to jaka! Nie ma gdzie uciec. W
pobliżu brak lądu. Zatrzymujemy się dziobami w trzcinach, w poprzek rzeki, wkładamy
kurtki przeciwdeszczowe i wyciągamy parasole. Czekamy… Pada coraz mocnej. Krople
deszczu zamieniają się w grad. Na wodzie widać prawdziwe bombardowanie. Grudki lodu
wpadają nam do kajaków. Nie przesadzam, niektóre z nich są wielkości paznokcia. Po
około 3-ech minutach wszystko mija. Z ubrań strzepujemy lodowe kuleczki. Ale przygoda!
Zastanawiam się, co powie Wojtek, czy nie będzie zły, że jednak wyruszyliśmy na spływ,
ale tylko się uśmiecha.
Burza krąży w pobliżu. Na metę docieramy przed następną intensywną krótką falą
deszczu i gradu. Spływ się kończy. Podobno byliśmy dzisiaj jedynymi wodnymi turystami
na szlaku „Wokół Kurowa”.
Po przebraniu się w suche ubrania, zjedzeniu kanapkowego obiadu i przejściu się
fragmentem czynnej kładki przyrodniczej przy Dyrekcji NPN W Kurowie, jedziemy
samochodem do Śliwna – miejscowości połączonej z inną wsią – Waniewo drewnianym
pomostem (ok. 1 km), poprowadzonym w poprzek doliny rzeki Narwi i jej rozlewiskami.
Koło 17-ej rozpoczynamy spacer kładką. Aby przedostać się na drugą stronę koryta
rzecznego korzystamy z pływającego pomostu, umocowanego na stalowej linie. Znowu
musimy używać zmęczonych już mięśni rąk, tym razem aby przeciągać platformę. Ale to
dla dzieci największa atrakcja. Mogą też w końcu pobiegać, razem się powygłupiać.
Widoki piękne, ale po parogodzinnej wyprawie w głąb dzikich narwiańskich obszarów, nie
robią już takiego wrażenia. Słońce coraz niżej, pięknie podświetla kłębiaste obłoki,
przybierające najróżniejsze kształty. Najsłodszy jest kurczaczek…O! Otwiera dziobek!
W drodze powrotnej nadal obserwujemy przez okno piękne pomarańczowe
zachodzące słońce, podświetlające tym razem chmury, z fioletowymi smugami deszczu i
pola żółtego rzepaku. Podziwiam i podobnie jak po kajakowej wyprawie w Drawieńskim
Parku Narodowym, rozcieram obolałe ręce…

Zobacz refleksje innych rodzin

Refleksja rodziny Łuszczaków z Narwiańskiego PN

Rodzina Łuszczaków

Refleksja rodziny Czajek z Narwiańskiego PN

Rodzina Czajek

Refleksja rodziny Łodzińskich z Narwiańskiego PN

Skarbiec Rodzinnych Wspomnień

Filmy
Zobacz filmy
Refleksje
Zobacz refleksje
Podcasty
Zobacz podcasty
Twórczość
Zobacz twórczość

Kontakt

Chcesz przeżyć przygodę?
Skontaktuj się z nami!

tel: +48 509 818 228 email: biuroprasowe@dzikaodyseja.pl

Formularz kontaktowy