Refleksja rodziny Czajek z Roztoczańskiego PN
Dziennik wypraw
Czajki w Roztoczańskim Parku Narodowym
Zwierzyniec powitał nas gwarem wakacyjnego kurortu i piękną pogodą. Woda i piasek – tego właśnie potrzebowaliśmy w tak piękny dzień. Dzieci poszalały na plaży, a my nieco odpoczęliśmy.
Zaleta naszego miejsca noclegowego było niewątpliwie to, że wystarczyło wyjść przez furtkę, przejść przez niezbyt ruchliwą ścieżkę spacerowo- rowerową i już byliśmy na plaży.
Wada? No cóż, przez poprzednie dni przyzwyczailiśmy się do dzikości i o ile dzikość potrafi się dać we znaki (o zaletach prysznica nikomu nie muszę mówić) to ma też cudowne zalety, szczególnie pożądane przez dzieci – przestrzeń i wolność. Przestrzeni na pewno tym razem zabrakło, tym bardziej należy się podziw dla wszystkich uczestników, którzy z godnością przetrwali skupieni na tak małej powierzchni 🙂
Pracownicy Roztoczańskiego Parku Narodowego przyjęli nas prawdziwą polską gościnnością i zapewnili nam dzień pełen wrażeń. Podzieleni na mniejsze grupy udaliśmy się zdobyć Bukową Górę, która mimo, że najniższa z dotychczas zdobytych, nagrodziła nas pięknymi widokami.
Po drodze poznaliśmy kolejne ciekawostki ze świata przyrody i jeszcze raz doceniliśmy znaczenie obszaru ścisłej ochrony w którą człowiek nie powinien ingerować. Spróchniałe, rozpadające się drzewa są schronieniem i pożywieniem dla wielu mikroorganizmów i spełniają wielką rolę w odbudowywaniu się naturalnych lasów. Proces odbudowy potrwa wiele setek lat, co nastraja mnie nieco nostalgicznie – nam nie będzie dane podziwianie prawdziwej pierwotnej puszczy, która sama o sobie decyduje.
O ile dość niespiesznie wspinaliśmy się do punktu widokowego na Bukowej górze, o tyle zejście było błyskawiczne. Ciekawe czy miało to coś wspólnego z obiecaną niespodzianką.
Po drugiej stronie góry na dzieci czekały 3 powozy zaprzęgnięte w Koniki Polskie, a na młodzież i dorosłych rowery. Jazda przez zacieniony las we wszystkich obudziła dzieci i trudno było nie zauważyć pozytywnego działania endorfin wytworzonych podczas wysiłku.
Celem przejażdżki była Florianka w której znajduje się ośrodek Hodowli Zachowawczej Koników Polskich. Mogliśmy z bliska zapoznać się z symbolem Roztoczańskiego Parku Narodowego. Koniki były bardzo przyjazne i chyba każdy miał okazję pogłaskać aksamitny pysk jednego z tych szlachetnych stworzeń. Zostawiliśmy wygłaskane koniki i udaliśmy się w drogę powrotną do Ośrodka Edukacyjno Muzealnego Roztoczańskiego Parku Narodowego.
Zmęczeni wysoką temperaturą zrobiliśmy jedyną logiczną rzecz – rozpaliliśmy Dziki Ogień Safari! Przyszedł czas podsumowań. Dla kilku rodzin Roztoczański Park Narodowy był półmetkiem w Dzikiej Odysei. Były wzruszające momenty, wspomnienia i głębokie przekonanie, że kontynuujemy wyzwanie. Dla nas był to 10 park na naszej drodze, ale determinacja rośnie z każdym kolejnym. A może to nie determinacja tylko rosnąca miłość i przyzwyczajenie?
Dzień był pełen wrażeń, ale nie odpuszczaliśmy – na sam koniec wybraliśmy się jeszcze nad Staw Echo, gdzie przy świetle zachodzącego Słońca chłodziliśmy nasze zmęczone ciała w chłodnej wodzie, a przy okazji wygłupialiśmy się. Bo dlaczego nie?
Następnego dnia dość wcześnie rano zwinęliśmy swój obóz, starając się jak najszybciej uciec przed upałem i ukryć się w lesie. Znaleźliśmy odludne miejsce, które okazało się czerwonym szlakiem biegnącym granicą Parku.
Sporą część spaceru przeszliśmy bez butów, racząc nasze stopy dotykiem ciepłego piasku, którego miałkość przewyższała miałkość piasku znad Bałtyku. Znaleźliśmy tropy dzikich zwierząt w okolicy wysychającej kałuży i cieszyliśmy się piękną pogodą. Dziękujemy za piękne zakończenie wakacji!